czwartek, 29 marca 2012

Inspiracje, inspiracje...

Zainspirowało mnie to do pewnych przemyśleń i odnowienia dawnych nawyków internetowo-muzycznych.  Szukając, słuchając napotykam wiele ciekawych osobistości, ludzi, stron czy filmów, które pobudzają mnie do działania. Zapala się zielona lampka z napisem – do it! Mózg otrzymuje mały impulsik i rozpoczyna się faza tworzenia.

Viktoriya Yermolyeva (Вікторія Єрмольєва), bo o niej będzie mowa, kopnęła mnie w dupsko  jakieś pół roku temu. Przekopałam Internet w poszukiwaniu informacji o tejże tajemniczej kobiecie. Ukrywająca się pod pseudonimem „vkgoeswild” ukraińska pianistka tworzy własne aranżacje znanych piosenek. Celowo nie używam słowa cover, gdyż artystka nie kopiuje bezmyślnie, nie wali bezsensownie w klawiaturę i nie wyje do mikrofonu. Sama rozpisuje utwory, często zmieniając nieznacznie harmonie, dodając przejścia. Jej aranżacje różnią się diametralnie od wszystkich innych, które udało mi się znaleźć we wszechwiedzącym Internecie. Widać i słychać, że grająca kobieta wie co robi, czuje to, przekazuje masę emocji, tworzy z instrumentem jedność.
Wśród wykonywanych utworów znajdują się największe hity ostatnich czasów, zaczynając od „Show must go on” Queen czy „Comfortably numb” Pink Floyd, a kończąc na „Toxicity” System of a down, czy nawet „Białej Fladze” Republiki. Okazuje się, że Panna Viktoriya mówi również po polsku i jest wielką fanką naszej rodzimej muzyki.
Prócz wariantów muzyki rozrywkowej, możemy doszukać się również aranżacji klasyki, Chopina czy Rachmaninowa, co jest bardzo ciekawym doświadczeniem. 
Mnie osobiście Vkgoeswild urzekła i uzależniła. A przy okazji dostałam zastrzyk pozytywnej energii i punkt odniesienia w moim brzdąkaniu. Poprzeczka dość wysoko postawiona, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych. ;)

piątek, 23 marca 2012

Tu i Teraz



Jest ciepło, coraz cieplej, wychodzę na ulicę, krótkie spodenki, podciągnięte rękawy… Niby wszystko normalnie, ale jednak coś się zmieniło od zeszłego roku. Mam więcej tatuaży, więcej kolczyków, więcej ludzi patrzy na mnie jak na ufoludka. Kolczyki i tunele to jeszcze nic, ale dziary?! Dziewczyno puknij się w głowę, to na całe życie! No co wy? Naprawdę, hm nie wiedziałam.. Jakiś facet ogląda się za mną i mówi do kumpla: Ty patrz, dziewczyna z tatuażem… Uwielbiam Larssona, a jeszcze bardziej Lisbeth, miłe porównanie, ale chyba nie o to Panu chodziło prawda?

Dlaczego posiadanie tatuaży w naszym kraju wzbudza tak wielkie kontrowersje? Przecież jestem takim samym człowiekiem jak każdy inny. Ktoś lubi zbierać różowe kucyki pony, a ja wolę zrobić sobie tatuaż. Wiele razy słyszałam: nie dostaniesz pracy, wykładowcy będą na Ciebie krzywo patrzeć, ludzie przyporządkują do odpowiedniej subkultury. Szczerze? Jakoś niezbyt do mnie przemawiają te argumenty. Podobno nie ocenia się ludzi po tym co mają na sobie, tylko w sobie. Widocznie, to tylko puste słowa i większość społeczeństwa jednak najpierw patrzy a później słucha. Może jednak dajmy szansę drugiej osobie się obronić i wypowiedzieć.

Polacy jeszcze nie dojrzeli do wszechobecnej tolerancji. Chociaż dziś i tak jest lepiej, kilka lat temu starsze Panie na widok kilku wystających obrazków spod mojej bluzki odsuwały się ode mnie na przystanku. Ja nie gryzę, ani nie zabijam, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Za kilka, kilkanaście lat nie tylko ja będę cała wydziarana, tak będzie wyglądać połowa społeczeństwa i ludzi mojego pokolenia. Wtedy nikt nie zmierzy nas wzrokiem i nie spojrzy z pogardą.

Gdybym dziś miała zastanawiać się nad tym co będzie kiedyś, nie jadłabym niezdrowego jedzenia, nie piła alkoholu, coca coli, nie chodziła w szpilkach, bo przecież w przyszłości się to odbije. Dla mnie jest TU i TERAZ i niech tak pozostanie...



środa, 21 marca 2012

Dzień wagarowicza

Z okazji dzisiejszego święta mały protest ..
zamiast wpisu będzie zdjęcie.


Oto Ciul, z przymrużeniem oka.

Bo rudy to nie kolor tylko charakter!

poniedziałek, 19 marca 2012

TOP Banał


Wiosna tuż tuż, a na listach przebojów nadal stare, zeszłoroczne hity. Na brytyjskich i europejskich TOP 10 wciąż króluje Gotye, ze swoim „Somebody that I used to know” (wałkowany na każdej stacji non stop, do znudzenia), Adele „Someone like you” oraz niezbyt może w Polsce znana Ellie Goulding wyśpiewująca „Your song”.

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego iż zadziwia mnie fenomen tychże piosenek. Pozornie prosta linia melodyczna, kilka chwytów na krzyż i wszyscy się, za przeproszeniem jarają jak świnie, bo łatwo będzie samemu zaśpiewać. O Gotye może nie będę się zbytnio rozwodzić, Pan ewidentnie nie przypadł mi do gustu. Wolę słuchać coveru zespołu Walk off the earth, który zrobił ogromną furorę na youtube. Swoją drogą podeszli do piosenki z przymrużeniem oka, świetna podróbka, lepsza od oryginału. Mieli dobry pomysł, doskonale wiedzieli, że to się spodoba i sprzeda. Dzięki smutnemu, nagiemu gościowi stali się sławni. Chyba mają dobrego PRowca.

Adele, kiedyś niszowa i nieznana, mało kto pamięta jej piosenkę „Chasing pavements”, którą ja osobiście wielbię razem z teledyskiem. W zeszłym roku piosenkarka wróciła do łask za sprawą „Rolling In the deep”, które było, minęło. Natomiast wspomniane „Someone like you” zapewniło jej sławę na wieku wieków. Dlaczego właśnie ten utwór? Bo teoretycznie jest banalnie prosty, wpada w ucho i łatwo jest go zagrać. 4 chwyty, czasem w przewrocie, powtarzające się w kółko przez milion taktów. Czyli to co lubią słuchacze, nie za dużo nut. 


Sprawa ma się podobnie w kwestii Ellie, w Polsce niestety jeszcze niezbyt znanej, ale mam nadzieję, że się to zmieni w najbliższym czasie. „Your song” jest utrzymana w klimacie typowych brytyjskich, popowych piosenek (choć cała płyta jest pomieszaniem różnych stylów) bez żadnych udziwnień, kadencji zwodniczych, zawieszonych itp. Opiera się na 5 akordach (g B Es c F, czasem d, tak dla odmiany), mimo tego porywa i jest również teoretycznie banalnie prosta do wykonania.


Dlaczego ciągle używam sformułowania teoretycznie banalnie prosta? Nucić i wyć pod prysznicem potrafi każdy, ale kiedy trzeba usiąść za fortepianem, wziąć gitarę do ręki i wybić rytm na perkusji pojawia się problem. Z pozoru najprostsza pieśń okazuje się nie lada wyzwaniem. Nikt nie zagra wokaliście linii melodycznej, która w swojej prostocie jest cholernie skomplikowana, bo to nie profesjonalne. Wszyscy więc robią covery na jedno kopyto, niemiłosiernie fałszując i niszcząc piękną prostotę. W tego typu utworach należy zachować szczególną ostrożność, bo w koncertowy sposób można zepsuć ich energię i urok.

Mój mały apel: jeśli nie znasz się na muzyce, nie potrafisz rozróżnić hitu od kitu, banału od hardcore’u to proszę nie zabieraj się za covery. Mnie osobiście uszy bolą po przesłuchaniu paru jakże wspaniałych wykonań wyżej wymienionych piosenek. Wiosna idzie, więc cieszmy się pogodą i spacerami, a nie domowymi studiami nagrań.







Ellie Goulding "your song" 

poniedziałek, 12 marca 2012

ESM


Pierwszy dzień wiosny odbije się echem w Katowicach. Miasto inauguruje kolejny projekt – Europejska Stolica Młodzieży. Jako jedyni w Polsce będziemy starać się o ten tytuł.

Po fiasku i upadku z wysokości ESK, ludność miejscowa ma niezbyt pozytywne podejście do tematu. Krytykują, opluwają, wyrażają swoje niezadowolenie. Po co Katowicom kolejna akcja która pochłonie ponad 4 mln złotych? – oburzają się mieszkańcy. Wszyscy potrafią tylko oceniać ale nikt nie spojrzy na to z punktu widzenia ludzi zaangażowanych w projekt, nie przeczyta dokładnie o co chodzi. Rada programowa zaplanowała wiele imprez i spotkań ze znanymi osobami. Katowice uderzają do młodych, aby pokazać im potencjał jaki drzemie w tym mieście.

Ktoś ostatnio wytknął mi, że Katowice śmierdzą, są brudne, nie mają siły przebicia, a ludzi nie obchodzi to co się dzieje i nie wierzą w te wszystkie projekty. Czy rzeczywiście tak jest? Czy tylko ja i grupa kilku zwariowanych ludzi patrzy na świat przez różowe okulary i próbuje dotknąć gwiazd?
Może i mentalności katowiczan nie zmienimy, podejścia też nie, ale przynajmniej pokażemy, że warto walczyć. Przez kilka lat działalności biura ESK miasto przeszło pewnego rodzaju metamorfozę, stało się Alternatywną Stolicą Kultury. Młodzi ludzie czują to, chętnie przesiadują latem na Mariackiej, pomagają przy akcjach charytatywnych. Narodził się Street Art Festival, OFF i Tauron przyciągają coraz większą publiczność z całej Polski. To mało?

Katowice naprawdę mają to coś.. sami zobaczcie.


poniedziałek, 5 marca 2012

4:33



Krótko, zwięźle i na temat. Tak, muzyka jest pewnego rodzaju fikcją. Najlepszy przykład to utwór Szanownego Pana Johna Cage’a pod tajemniczym tytułem 4:33.


Powstał w latach pięćdziesiątych naszego stulecia i wprowadził wielki zamęt w środowisku muzycznym. Dlaczego? Otóż z bardzo prostego powodu, nie było w nim nut. Przez 4 minuty i 33 sekundy widownia słuchała… ciszy. Jakże piękna była to cisza. Kompozytor siedział przy fortepianie z zegarkiem w ręku, a widownia wypełniała utwór swymi krzykami, gwizdami, tupaniem i zgryźliwymi komentarzami. Dokładnie o to chodziło Cage’owi, o ten szelest i rumor jaki wytworzył się na sali. Sztuka ta udała się tylko raz, była to kompozycja jednego sezonu, powiedzielibyśmy dziś. Ciężko powtórzyć ten wyczyn, Cage miał pomysł i zrealizował go w genialny sposób, wytworzył nową muzykę, fikcyjną grę. Przekroczył wszelkie granice, naginając czasoprzestrzeń, tworząc utwory za pomocą fal radiowych, radioodbiorników i innych dziwnych urządzeń. Połączył ze sobą muzykę, kulturę i filozofię. Ale to już inna historia…

piątek, 2 marca 2012

Fikcja jest modna



Miało być o czymś konkretnym, zaczęło się od narzekań i spostrzeżeń, a na czym się skończy? Zapewne na tym co robię na co dzień, na muzyce, eventach i szeroko pojętej kulturze. Będzie klasycznie, poważnie, rockowo i z przymrużeniem oka.
Więc po co pierwsze dwa wpisy? Na rozruch? A może dla zmylenia przeciwnika, bo przecież Fikcja jest modna, jak śpiewają muzycy Myslovitz.

Właściwie wszędzie jej pełno, muzyki i fikcji rzecz jasna. Cały otaczający nas świat to muzyka i fikcja w jednym. Dźwięki wydobywające się z lodówki, ćwierkanie ptaków, tramwaj skręcający na rondzie, wszystko to tworzy swego rodzaju melodię, dla niektórych jest to bardziej, a dla innych mniej oczywiste. Weźmy takiego przeciętnego Kowalskiego. Kiedy słyszy miauczenie kota czy wspomniany już wcześniej tramwaj, jest to dla niego zwykły hałas, odgłos. Nieprzeciętny Kowalski natomiast (tutaj mam na myśli osoby uzdolnione muzycznie, z absolutnym bądź bardzo dobrym słuchem) doszuka się w tych zjawiskach dźwięków, odpowiednich wysokości czy częstotliwości.

Nie od dziś wiadomo, że muzyka towarzyszy nam od momentu narodzin, a powstała już w czasach prehistorycznych, wędrowała i zmieniała swoje oblicze odpowiednio w średniowieczu, renesansie, baroku i ewoluuje nadal. Ale czy można wymyślić coś nowego? Coś co jeszcze nie powstało? Mozart, Bach i Beethoven użyli już chyba wszystkich możliwych akordów, współbrzmień i połączeń, więc po co tworzyć nadal? Stawać na głowie aby nas doceniono i wpisano do Wielkiej Encyklopedii Muzycznej. A jednak kompozytorzy to robią, bo wiedzą, że warto, tworząc w ten sposób historię i pewnego rodzaju fikcję.

No właśnie.. Czy muzyka więc jest fikcją?