Krótko, zwięźle i na temat. Tak, muzyka jest pewnego rodzaju
fikcją. Najlepszy przykład to utwór Szanownego Pana Johna Cage’a pod
tajemniczym tytułem 4:33.
Powstał w latach pięćdziesiątych naszego stulecia i
wprowadził wielki zamęt w środowisku muzycznym. Dlaczego? Otóż z bardzo
prostego powodu, nie było w nim nut. Przez 4 minuty i 33 sekundy widownia
słuchała… ciszy. Jakże piękna była to cisza. Kompozytor siedział przy
fortepianie z zegarkiem w ręku, a widownia wypełniała utwór swymi krzykami,
gwizdami, tupaniem i zgryźliwymi komentarzami. Dokładnie o to chodziło Cage’owi,
o ten szelest i rumor jaki wytworzył się na sali. Sztuka ta udała się tylko
raz, była to kompozycja jednego sezonu, powiedzielibyśmy dziś. Ciężko powtórzyć
ten wyczyn, Cage miał pomysł i zrealizował go w genialny sposób, wytworzył nową
muzykę, fikcyjną grę. Przekroczył wszelkie granice, naginając czasoprzestrzeń,
tworząc utwory za pomocą fal radiowych, radioodbiorników i innych dziwnych
urządzeń. Połączył ze sobą muzykę, kulturę i filozofię. Ale to już inna
historia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz