poniedziałek, 5 marca 2012

4:33



Krótko, zwięźle i na temat. Tak, muzyka jest pewnego rodzaju fikcją. Najlepszy przykład to utwór Szanownego Pana Johna Cage’a pod tajemniczym tytułem 4:33.


Powstał w latach pięćdziesiątych naszego stulecia i wprowadził wielki zamęt w środowisku muzycznym. Dlaczego? Otóż z bardzo prostego powodu, nie było w nim nut. Przez 4 minuty i 33 sekundy widownia słuchała… ciszy. Jakże piękna była to cisza. Kompozytor siedział przy fortepianie z zegarkiem w ręku, a widownia wypełniała utwór swymi krzykami, gwizdami, tupaniem i zgryźliwymi komentarzami. Dokładnie o to chodziło Cage’owi, o ten szelest i rumor jaki wytworzył się na sali. Sztuka ta udała się tylko raz, była to kompozycja jednego sezonu, powiedzielibyśmy dziś. Ciężko powtórzyć ten wyczyn, Cage miał pomysł i zrealizował go w genialny sposób, wytworzył nową muzykę, fikcyjną grę. Przekroczył wszelkie granice, naginając czasoprzestrzeń, tworząc utwory za pomocą fal radiowych, radioodbiorników i innych dziwnych urządzeń. Połączył ze sobą muzykę, kulturę i filozofię. Ale to już inna historia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz