wtorek, 24 kwietnia 2012

Street Art Festival




Kolorowe murale, dzierganki, szmatki, rowery, rolki i dużo muzyki czyli Street Art po raz drugi. Pierwsza edycja to było naprawdę coś, pozostał jakiś niedosyt. Właściwie to chyba dobrze, bo z niecierpliwością czekałam na kolejną dożylną dawkę Festiwalu.  Nie przeliczyłam się, line up całkiem spory i przyciągający. Wśród malujących i konstruujących pojawili się: Mark Jenkins, Olek, Mona Tusz i Raspazjan, a także 0700 Team.


Od kilku dni wszystko kręci się wokół malowania. Tylna Mariacka zmienia swoje oblicze i wypełnia się muralami, a stary, poczciwy most na Mikołowskiej znowu nabiera rumieńców. Swoją drogą, dlaczego jakiś czas temu PKP zabroniło robienia graffiti, a teraz nagle oddają do użytku całą przestrzeń pod mostem? Oczywiście są partnerem Street Art, więc nie może być inaczej, dobry ruch, punkt dla Was organizatorzy! Wreszcie wszystko wróci na właściwy tor.




fot. Paweł Mrowiec KSAF



Pod Spodkiem stoją koparki otulone wełnianymi, wielokolorowymi ubrankami . To pomysł Olek, która szydełkuje na całym świecie. Znana jest z akcji m.in. w Londynie czy Barcelonie. W końcu i my doczekaliśmy się jej wizyty. Osoby bardziej spostrzegawcze, mogły ujrzeć w przestrzeni miejskiej ślady Olek już wcześniej. W okolicach rynku pojawiły się kosze na śmieci i inne sprzęty opatulone kolorową włóczką.

fot. Paweł Mrowiec KSAF

Katowice na 9 magicznych dni zamieniają się w stolicę Street Art, przyciągają tłumy ludzi i są w centrum wydarzeń. Gdzie tkwi fenomen tego festiwalu? Dlaczego cieszy się taką popularnością? Może wszystko to zasługa ludzi i publiczności, bo przecież bez nich nic by nie powstało.

Po zakończeniu wszystkich działań polecam przejść się po Katowicach i obejrzeć nowe dzieła.





czwartek, 12 kwietnia 2012

Zdradliwa wena...


...raz jest, raz jej nie ma.
Choć pot stępuje na czoło jak morena
Zżera mnie trema, myślę o tym o czym nie powinienem,
W tym momencie chyba się przekręcę.
Coraz goręcej i pióro drży w ręce,
Rozpoczęte dzieło i coś się zacięło…



Kaliber 44, stare czasy, dobre piosenki… O wenie, o wszystkim.

No właśnie wena? Powstało na jej temat wiele utworów, wierszy, tekstów, ale czym  naprawdę jest Wena? Wg słownika języka polskiego to natchnienie, inspiracja, zapał twórczy. Zjawisko raczej psychologiczne, nienamacalne, słowo abstrakcyjne. Rozumiemy jego znaczenie ale nie jesteśmy w stanie go tak naprawdę wytłumaczyć.  

Piszę, piszę, przerywam, tracę wątek, tracę wenę. Wszędzie ta głupia wena… Co się pod nią kryje? Nasze marzenia, myśli, pragnienia, my sami. To jak to właściwie jest? Czemu nie ma jej zawsze? Czasem gdzieś umyka, chowa się przede mną, żebym nie mogła nic napisać i przez 2 tygodnie pozostawiła blog na pastwę losu, smutno mu pewnie.
Wystarczy jedna rozmowa, jedno magiczne słowo i jest! Pomysł, zalążek na wymyślenie czegoś. Znalazła się wena, wenka, wenusia… Dobra, bez przesady, po prostu wróciła i już. Mam nadzieję na dłużej.
Ktoś jeszcze potrzebuje weny? Oddam trochę w dobre ręce...

Zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma
Ja ją prowokuję, bo to moja domena
Dla mnie mikrofon i dla mnie jest scena
A co dla Ciebie? zapytaj siebie…