wtorek, 31 lipca 2012

now or never

Ostatni dzień w pracy. Trochę dziwnie, trochę sentymentalnie. Kilkaset myśli na sekundę, co by tu zrobić ze sobą, smutno. Ale może nie o tym, bo przysmucać nie lubię.
Konwent za mną, woodstock przede mną. Szalony tydzień, kilka godzin snu i masa pozytywnych emocji. Czyli cały mój świat!

Gdański Tattoo Konwent położył mnie na łopatki, dosłownie i w przenośni. Ogromna przestrzeń Centrum Stocznia Gdańska dodała smaczku temu, co się tam wyprawiało. Najlepsi tatuatorzy, koncerty, pokazy z wielką dawką energii. Wprawdzie nie wszystko mogłam zobaczyć i nie wszędzie być - ludzie jak mają open bar i vipowskie opaski to żyć nie dają pracującym ;P - tak właśnie o Was mówię! Do dzisiaj wszystko mnie boli od stania za barem, odkręcania butelek i zmieniania kegów. Co nie zmienia faktu, że Was uwielbiam za ciepłe słowa i dotrzymywanie towarzystwa podczas długiego dnia pracy :) 

Właściwie mogła bym tak codziennie. Nagromadzenie tylu pozytywnych ludzi w jednym miejscu graniczy z cudem, a jednak. W przypadku konwencji i woodstocku jest to możliwe! Da się? Da się! Wystarczy chcieć, a z tym niektórzy mają problem. 

Co tu dużo mówić. Będą zdjęcia - wszystko stanie się jasne. Tymczasem wybywam na wooda! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz